Koleżanka ma jak najbardziej rację, jednak przepisy artykułu 14 i 16 obowiązują tylko w momencie, gdy najemca nie zakłóca spokoju mieszkańców innych lokali w danym budynku. Generalnie szerzej jest to rozpisane w artykule 17 ustawy o ochronie praw lokatorów. A tak, jak zresztą można zauważyć w art. 13 nawet sąsiad, który ma już dosyć hałaśliwego lokatora zza ściany może wytoczyć powództwo przeciwko niemu. Ja tak miałam z jednymi swoimi lokatorami. Wprowadziła się do oferowanego przez nas mieszkania jedna rodzinka. Później się okazało, że dochodziło tam do dantejskich scen, tj facet był typowym tyranem i dochodziło do przemocy domowej. Mialam na tyle dobry układ z sąsiadami (sama mieszkałam tam przez 5 lat), że nie dzwonili na policję, ani do spółdzielni, a do mnie, że coś z tym trzeba zrobić, bo słyszą nie tylko krzyki, ale i płacz. Udałam się wówczas do prawnika, który mi polecił, żeby dogadać się z samą małżonką najemcy. Spotkałam się wówczas z jego żoną i nakreśliłam jej sytuację, że albo ona, w porozumieniu ze mną, wniesie pozew o eksmisję jej męża, za co ja zobowiązuję się do obniżenia jej czynszu (wiadomo, raz, że to już dwójka, nie trójka osób, poza tym matka z dzieckiem), albo też rozwiązuję z nimi obojgiem umowę, bo najzwyczajniej nie będę tolerowała tego typu sytuacji w moim mieszkaniu, poza tym też to, jak się zachowują moi lokatorzy świadzy też o mnie. Pani przystala na moją propozycję, wniosła powództwo o eksmisję małżonka z powodów rodzinnych. Ja z kolei rozwiązałam z panem umowę, zawiązałam nową z panią i od tamtej pory mam święty spokój.